Nasz bąbelek jest geniuszem! 6 stereotypów, którymi krzywdzimy zdolne dzieci

Rozmawiamy o pułapkach stereotypów i nieprawdziwych, choć powszechnych przekonań na temat zdolnych dzieci: że geniusza można wyhodować, że zdolny zawsze sobie poradzi, że wszystkie dzieci są zdolne, że aby być wybitnie zdolnym, trzeba być dobrym z matematyki, że wiele dzieciaków jest zdolnych, ale leniwych, oraz że z wybitnych uzdolnień wyrasta się z wiekiem.

Opowiem Wam też historię dość hardcore’owego eksperymentu wychowawczego węgierskiego szachisty, László Polgára, który przy pomocy swoich córek starał się udowodnić, że każde dziecko da się po prostu wychować na geniusza.

Posłuchaj na ulubionej platformie:


POLECANE LINKI

TRANSKRYPT NAGRANIA

Rodzina Polgárów

Geniusze się nie rodzą, geniuszy się tworzy! - slyszeliście kiedyś takie powiedzenie?

Takie przekonanie starał się rozpowszechnić Laszlo Polgár, węgierski pedagog szachowy i autor książek szachowych. Sławę przyniosły mu jednak szczególnie córki, trzy genialne szachistki, Siostry Polgár. Zsuzsanna Polgár - jako pierwsza kobieta zdobyła tytuł arcymistrzyni w szachach w historii. Judit jako jedyna kobieta do tej pory zdołała wejść do światowej czołówki, osiągając 8. miejsce na świecie, a Zsofia to wicemistrzyni świata i Europy juniorek.

Otóż papa Polgár jeszcze jako dwudziestokilkulatek opracował teorię wychowywania geniuszy. Uważał, że że poprzez intensywny trening można osiągnąć mistrzostwo w dowolnej dyscyplinie intelektualnej. Napisał nawet na ten temat książkę i postanowił przetestować swoją koncepcję właśnie na swoich dzieciach, wykorzystując do tego szachy. Książka ukazała się oryginalnie niestety tylko po węgiersku i w esperanto, a link do tłumaczenia na angielski znajdziecie w opisie tego odcinka na www.dziecizdolne.pl

Jedyny problem Polgara polegał na tym, że nie miał jeszcze dzieci. Postanowił więc znaleźć odpowiednią partnerkę, która podzielałaby jego pasję i zaangażowała się w eksperyment wychowawczy. Zamieścił więc w prasie ogłoszenie matrymonialne, w którym zaznaczył, że poszukuje kobiety gotowej poświęcić się wychowaniu dzieci-geniuszy szachowych. Chętna musiała też sama lubić szachy i dobrze grać.

Spośród wielu odpowiedzi, wybrał Klárę. Miała wykształcenie pedagogiczne, fascynowała się szachami, a przy tym imponowała mu inteligencją. Przez pierwsze lata małżeństwa razem opracowywali szczegóły planu wychowania przyszłych szachowych mistrzyń. Kiedy uznali, że są gotowi wcielić swoją koncepcję w życie, na świat zaczęły przychodzić ich córki - najpierw Zsuzsanna w 1969, pięć lat później Zsofia w 1974, a dwa lata po niej najmłodsza Judit w 1976.

Od najmłodszych lat dziewczynki były uczone szachów przez ojca i intensywnie trenowane. Jak możecie się spodziewać, nie chodziły do zwykłych szkół, a Klara i Laszlo bez reszty poświęcali się ich edukacji domowej.

Polgarom udało się osiągnąć swoje cele. Dziewczynki wyrosły na geniuszki-szachowe mistrzynie, a wielu rodziców uwierzyło, że rzeczywiście, z każdego dziecko można wyhodować geniusza. Wystarczy chcieć i wystarczająco intensywnie trenować!

Zdolne dzieci nie potrzebują ustalać, czy to “geny czy wychowanie”

Dla mnie niesłychanie smutne i przykre jest to, że cała ta dyskusja o zdolnościach u dzieci skupia się przede wszystkim na dywagowaniu, czy to raczej geny, czy wychowanie. Patrzę właśnie na okładkę aktualnego numeru magazynu “21. Wiek”, gdzie z okładki krzyczą hasła: Za intelekt odpowiadają wyłącznie geny? Z każdego dziecka może wyrosnąć geniusz!”

Tak jak byśmy wierzyli, że jeżeli raz na zawsze ustalimy że to geny, albo że to wychowanie, to sobie tym samym pozałatwiamy różne sprawy na swój własny temat jako rodzice.

Chcę was przed tym przestrzec, bo z punktu widzenia dobra dziecka to jest zupełnie nieistotna, zbędna, toksyczna wręcz, dyskusja. Nie potrzebujemy rozstrzygać, kto lub co odpowiada za to, że dziecko jest wybitnie uzdolnione i bardzo inteligentne. Nauka mówi wprost: za poziom intelektu odpowiadają zarówno predyspozycje genetyczne, jak i środowisko rozwoju.

Oba czynniki grają w równym stopniu swoją rolę, a my jako dorośli powinniśmy się przede wszystkim interesować tym, jak wybitnie uzdolnione dziecko najlepiej wspierać w rozwoju i codziennym życiu.

Bo zobaczcie, kiedy np. mamy dziecko z cukrzycą, to nie rozmyślamy, czy za tę cukrzycę odpowiadają skłonności genetyczne, czy raczej sposób żywienia. Nie! Zastanawiamy się, jak temu dziecku zoragnizować życie tak, aby ta cukrzyca umożliwiała mu czerpanie z niego radości i w miarę normalne funkcjonowanie. Oczywiście, interesuje nas dieta, środowisko, bo wiemy, że w zarządzaniu cukrzycą to jest niesłychanie ważna sprawa, ale pseudofilozoficzne dywagacje typu “czy cukrzyca to geny, czy wychowanie?”, przechodzą na baaaardzo daleki plan!

Często jestem pytana, czy każde dziecko można wychować na geniusza, a jeśli tak - to jak? I myślę, że rodzice, którzy pytają o przepis na wychowanie geniusza, tak naprawde wierzą, że wybitne uzdolnienia u potomstwa to gwarancja szczęścia, dobrych zarobków i sukcesów w dorosłym życiu.

Tylko że to jest niestety kompletna nieprawda. Iloraz inteligencji tylko w niewielkim stopniu odpowiada za szczęście, zdrowie, sukcesy i zarobki!

Na początku swojej drogi odbyłam kilkadziesiąt rozmów na temat dzieci, uzdolnień, rodzicielstwa. Głównie po to, aby znaleźć inspiracje do tego, jak zdrowo i mądrze wspierać dziecko o specyficznej trajektorii rozwoju… na zasadzie, skoro nie wiesz, to popytaj innych, którzy już przez to przeszli… ale po drodze spotkałam się z masą przekonań, o których teraz, po lekturze licznych lektur i po licznych konsultacjach, po prostu wiem, że są szkodliwe!

I dlatego w tym odcinku pogadamy o różnych niekoniecznie zdrowych i niekoniecznie prawdziwych przekonaniach na temat zdolnych dzieci, które można spotkać wśród dorosłych w Polsce Anno Domini 2023.

Postaram się je dzisiaj skatalogować: nazwać, zderzyć z faktami, i wyjaśnić czy są dla nas - i naszych dzieci - pożyteczne, czy też raczej nam szkodzą. Zaczynamy!

#1 Geniuszy się tworzy, a nie rodzi

Mam nadzieję, że po wysłuchaniu historii Polgarów rozumiesz, że ich eksperyment wcale nie dowodzi tezy, że z każdego dziecka można “wyhodować geniusza”. Polgarowie zrobili to jednak tylko 3 razy, a do tego wyłącznie na swoim własnym potomstwie! Co więcej, sam papa Polgar był wybitnie inteligentną osobą i jeszcze celowo szukał podobnej do siebie żony!

Pod względem czysto metodologicznym eksperyment państwa Polgarów nie uprawnia do takiego stwierdzenia… ale też nie wynika z niego teza przeciwna.

A jak jest naprawdę? Współczesna nauka mówi nam, że iloraz inteligencji rzeczywiście jest częściowo dziedziczony, ale w dużej mierze za jego rozwój odpowiadają warunki, w jakich wychowuje się dziecko.

I tutaj bardzo łatwo o pułapkę na rodziców. Bo to właśnie przy pomocy tego komunikatu najłatwiej wzbudzić w rodzicach poczucie winy, że ich dzieci nie są geniuszami: skoro twój synek albo córeczka niechętnie czyta, koślawo buduje dłuższe wypowiedzi i powoli wykonuje obliczenia, a do tego jeszcze zdarza mu się pomylić, no to jest to czysto twoja wina, drogi rodzicu. Dlatego biegnij teraz szybciusieńko do internetu i zapisuj dziecko na zajęcia, które rozwiną w nim geniusza!

Tu oczywiście ironizuję, nie powinniście mieć takiego poczucia winy i nie ma potrzeby, abyście zapisywali dzieci na zajęcia rozwijania geniuszu.

Ale jak poszukacie w internecie zajęć dodatkowych dla dzieci, to zobaczycie, że gigantyczna część marketingu kierowanego do rodziców opiera się na przekazie “rozwiń geniusz w twoim dziecku”. Najwyraźniej to działa, bo są kursy geniusza, akademie geniusza, pakiety geniusza, zestawy geniusza, i co jeszcze!

I o ile dawanie dzieciom stymulacji intelektualnej w postaci takich zajęć i zabaw to generalnie dobry pomysł, o tyle robienie tego z myślą, że dzięki temu wyrośnie ci geniusz z supergłową - to już naprawdę sroga pułapka. Bo co jeśli nie wyrośnie? Co jeśli twoje dziecko po ukończeniu takiego kursu wciąż będzie całkiem normalnym dzieckiem z dobrą pamięcią, umiejętnością szybkiego czytania i wynikiem testu IQ na całkiem przeciętnym poziomie? Czy dasz mu odczuć presję? Czy wciąż będziesz z niego dumny lub dumna, tak jak każdy rodzic powinien? Czy ono nadal będzie czuć, że tak samo je kochasz? Bo przecież będziesz je tak samo kochać, prawda?

#2 Zdolny zawsze sobie poradzi

Ten kolejny, zaskakująco rozpowszechniony, szczególnie w polskich szkołach mit to poniekąd podłoże tej pierwszej pułapki. No bo jeśli zdolne dziecko zawsze sobie poradzi, to tym bardziej chcemy, żeby nasze dzieci takie były, prawda? Wyobrażamy sobie superinteligentne, superkompetentne, supermądre dziecko, które zawsze podejmuje dobre decyzje, nigdy nie wpada w tarapaty, a jeśli już coś mu się losowego przydarzy, to zawsze cało i zdrowo wychodzi z opresji.

Jaki rodzic nie chciałby trochę zainwestować, żeby sobie takiego potomka wyhodować!? Toż to gwarancja spokojnej starości!

To przekonanie często bierze się z obserwacji, że zdolne dzieci faktycznie radzą sobie lepiej niż rówieśnicy z niektórymi zadaniami szkolnymi czy problemami. No i w takiej szkolnej rzeczywistości, gdzie główną walutą są oceny i wyniki ze sprawdzianów, to nierzadko - chociaż uwaga, wcale nie zawsze! - jest tak, że uzdolnieni uczniowie mają po prostu te oceny wyższe. Bo często po prostu materiał, który jest w szkole przerabiany jest dla nich za łatwy, oni nie uczą się niczego nowego, więc wydaje się, że sobie po prostu świetnie radzą. To też jest pułapka postrzegania dzieci przez pryzmat ocen szkolnych, bo gdy widzimy takiego szóstkowego ucznia, to naprawdę trudno sobie wyobrazić, że to dziecko może mieć jakieś wyzwania, trduności, może nawet deficyty rozwojowe.

Tymczasem niespodzianka! Otóż nawet niezwykle utalentowane dzieci mają swoje słabsze strony. Jak każdy człowiek! Możesz świetnie i szybko liczyć, widzieć obiekty matematyczne tak, jak inni widzą słońce i gwiazdy, ale nie umieć narysować równego kółka. Możesz pisać wybitnie dojrzałe wypracowania na polski, z głęboką jak na trzynastolatka refleksją egzystencjalną, ale nie umieć zagaić i podtrzymać rozmowy z kolegą z klasy. Możesz rozumieć bajki na youtubie w pięciu językach, ale nie być w stanie przeczytać książki. Możesz być wirtuozem fortepianu, ale nie być w stanie zrobić fikołka.

I tak dalej, i tak dalej.

Efektem wiary, że zdolny zawsze sobie poradzi, jest bagatelizowanie potrzeb dziecka, zostawianie go samemu sobie z wyzwaniami. Jeśli wierzysz, że zdolne dzieci radzą sobie ze wszystkim same, stajesz się ślepy na bullying, którego może paść ofiarą, stajesz się ślepy na na poczucie osamotnienia, niezrozumienia i zaburzenia depresyjne, które się mogą w wyniku tego pojawić. Dziecko, które czuje, że tak uważasz, nie podzieli się z tobą zbyt chęnie swoimi własnymi zmaganiami, bo nie będzie chciało źle wypaść w twoich oczach.

A jak możesz niechcący sprawić, że twoje dziecko to poczuje? Na przykład rzucając mu takie teksty i komentarze:

Jak to możliwe, że masz IQ 140, a trzeba ci przypominać o myciu zębów?

Taki niby geniusz, a nie jest w stanie skrócić ułamka

Jak sobie nie możesz z tym poradzić, to może wcale nie jesteś taki zdolny!

Doceniajmy więc możliwości zdolnych dzieci, ale jednocześnie okazujmy im wsparcie i zrozumienie. Nie podnośmy poprzeczki, nie uzależniajmy ich poczucia własnej wartości od ich wyniku w teście IQ, czy ocen. Pozwólmy im błądzić, gubić się czasami i prosić o pomoc. Tylko w ten sposób ich zdolności będą mogły rozkwitnąć.

#3 Wszystkie dzieci są zdolne

Ta pułapka jest szczególnie zdradliwa, bo na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo zdroworozsądkowa. Bo jasne, każde dziecko jest w jakimś stopniu w jakiejś dziedzinie zdolne, to nie ulega wątpliwości! Mamy więc tutaj model tolerancyjny i inkluzywny, w którym nie ma presji na hodowanie geniuszy i weryfikowanie swoich domniemanych rodzicielskich osiągnięć konkursami, olimpiadami i recitalami, w których rodzice czasami wystawiają swoje dzieci jak pokemony do walki.

Jedyny szkopuł tkwi w tym, że to przekonanie jest w domyśle rozumiane jako “wszystkie dzieci są tak samo zdolne i nie wolno ich różnicować”. A to nie jest prawda. Tak jak dorośli, nie wszystkie dzieci są tak samo zdolne. Nie wszystkie dzieci mają ten sam iloraz inteligencji i te same zainteresowania. Mają bardzo różne potrzeby intelektualne i nie da się ich na siłę wyrównać. Mają różne poziomy wrażliwości, w różnym tempie przetwarzają bodźce. Mają różny stosunek do nauki: jedne uwielbiają poznawać nowe dziedziny, inne się tym męczą. Jedne mają pęd do nauki i tworzenia, inne go nie mają. Jedne potrzebują więcej stymulacji, inne mniej. I co więcej, jedne nie są w żaden sposób lepsze od drugich. Po prostu są różne.

Tymczasem w parze z filozofią “wszystkie dzieci są zdolne” praktycznie zawsze idzie przekonanie, że ponieważ dzieci nie wolno różnicować, to należy im wszystkim dawać dokładnie taki sam dostęp do wiedzy i edukacji. A ponieważ edukacja na bardziej zaawansowanym poziomie jest póki co droższa i trudniej dostępna niż edukacja na poziomie podstawowym, to żeby uniknąć segregowania dzieci i decydowania, komu ją dać, akomu nie - to robimy urawniłowkę i każdemu dajemy to samo. W ten sposób wierzymy, że wyrównujemy nierówności w dostępie do edukacji, ale tak naprawdę ani nie dajemy wystarczająco stymulującej edukacji wybitnie uzdolnionym, ani wystarczająco wspierającej tym, którzy potrzebują więcej uwagi i dostosowania materiału do możliwości.

Udawanie, że wszystkie dzieciaki są zdolne tak samo i w tym samym stopniu, prowadzi do marnotrawienia potencjału zarówno uczniów zdolnych, niedostatecznie motywowanych i zanudzonych, jak i tych o specjalnych potrzebach edukacyjnych, dla których standard jest za trudny i za szybki. Dlatego tak ważne jest dostrzeganie zróżnicowanych uzdolnień oraz dostosowywanie procesu nauczania do potrzeb każdego dziecka.

Dorośli, którzy wierzą w równość uzdolnień i inteligencji, często wierzą też, że dzieciom nie należy mówić, że są zdolne, bo to właśnie w ten sposób hodujemy toksycznych narcyzów. A bardzo inteligentne dzieci niestety widzą, że odstają, nawet jeżeli nikt dorosły im tego wprost nie powie. Nie potrafią sobie jednak wytłumaczyć, o co w tej różnicy chodzi i dlaczego to jest tabu.

Ostatnio słuchałam odcinka jednego z moich ulubionych polskich podcastów, Madame Monday. Odcinek był o narcyzmie właśnie, i była tam też między innymi mowa o tym, czym się charakteryzują osoby o narcystycznych osobowościach. I kiedy gościnie tego odcinka wymieniały w takim negatywnym, wręcz stygmatyzującym kontekście te wszystkie narcystyczne cechy: “przekonanie, że jest się wyjątkowo inteligentnym, że widzi się więcej, że rozumie się więcej” - to tak naprawdę doskonale opisywały życie wewnętrzne osoby o bardzo wysokim ilorazie inteligencji!

I to jest kolejna pułapka: kiedy zakładamy, że każde dziecko, które widzi w sobie ponadprzeciętny intelekt wyrośnie na niebezpiecznego, podłego, wykorzystującego innych narcyza-egoistę, to po porstu krzywdzimy te uzdolnione dzieciaki. Zaburzamy im samoocenę, utrudniamy im uzgodnienie tego, co one same o sobie wiedzą z tym, jak sa postrzegane przez najbliższych. Dlatego nie róbmy tego, nie przyklejajmy im od razu łatki narcyzów, ani nie chrońmy ich przed tym rzekomym zagrożeniem udając, że absolutnie niczym się nie różnią od swoich rówieśników.

#4 Nie można być wybitnie zdolnym, jeśli się nie jest dobrym z matematyki

Zauważyliście, jak się najczęściej przedstawia wybitnei uzdolnione dzieci w filmach i serialach? Prawie zawsze to jest szybkie liczenie albo wykonywanie działań arytmetycznych na 5-, 6- cyfrowych liczbach. Takie sceny są i w Matyldzie, i w Gifted, i w Młodym Sheldonie, i w Zwariowanym Świecie Malcolma…

Dlatego nietrudno uwierzyć, że dziecko uzdolnione = dziecko świetne z matematyki. Mam takiego sąsiada, który kiedyś o swoim synu opowiadał mi: no, geniuszem to to on nie jest, ledwo sobie radzi z matematyką.

A jak jest naprawdę? Czy każde wybitnie uzdolnione dziecko musi trzaskać matmę na 100 procent z palcem w nosie?

Otóż uwaga, niespodzianka: nie musi!

Amerykańskie National Association for Gifted Children (Narodowe Stowarzyszenie na rzecz Dzieci Zdolnych, organizacja z tradycjami sięgającymi lat 50. XX wieku) od 2010 roku stosuje następującą definicję zdolnych:

Zdolne jednostki (gifted individuals) to takie, które wykazują się ponadprzeciętnymi naturalnymi umiejętnościami rozumowania i uczenia się, lub kompetencjami (definiowanymi jako osiągnięcia w górnych 10%) w jednej lub więcej dziedzinach, które obejmują jakikolwiek ustrukuryzowany obszar aktywności z własnym systemem symbolicznym (np. matematyka, muzyka, język) lub zbiór umiejętności sensomotorycznych (np. malarstwo, taniec, sport).

Czyli upraszczając, mówimy o ponadprzeciętnych umiejętnościach w jednym lub więcej obszarach aktywności, który albo ma własny system symboliczny, jak np. matematyka, ale też muzyka, język, logika, informatyka, fizyka, chemia - albo jest zbiorem umiejętności sensomotorycznych, jak np. sport, sztuki walki, taniec, gra na instrumencie, malarstwo, rzeźba…

Podsumowując, można być wybitnie uzdolnionym i jednocześnie być nogą z matmy.

#5 Zdolny ale leniwy

Bardzo często zdarzało mi się słyszeć, jak rodzic, albo nauczycielka, nauczyciel, mówią o jakimś dziecku, że jest "zdolne, ale leniwe". To najcześciej bierze się z oczekiwaniem od zdolnego dziecka sukcesów w standardowej edukacji szkolnej, mierzonymi stopniami albo osiągnięciami w konkursach, w olimpiadach. Jeśli zatem bardzo bystre dziecko nie przekłada swoich wybitnych uzdolnień i talentów na wybitne oceny w szkole, rodzice i nauczyciele oskarżają je o "lenistwo".

Nie biorą pod uwagę, że zdolności dziecka mogą przejawiać się poza systemem formalnej edukacji - poprzez dodatkowe zainteresowania, hobby, aktywności pozalekcyjne. I że brak motywacji do nauki wcale nie musi wynikać z lenistwa, a z niedopasowania standardowej ścieżki edukacyjnej do potrzeb i możliwości tego ucznia.

Linda Silverman, wybitna badaczka zdolnych dzieci, oszacowała że ok. połowa uczniów z IQ powyżej 130 przejawia problemy szkolne, które często tłumaczy się "lenistwem", podczas gdy faktycznie wynikają one z niedostosowania programu nauczania do ich możliwości. W polskiej literaturze pedagogicznej funkcjonuje pojęcie Syndromu Nieadekwatnych Osiągnięć Szkolnych, jest nawet cała książka na ten temat, “Zjawiska niepowodzeń szkolnych uczniów zdolnych” Beaty Dyrdy - link znajdziecie w opsie odcinka na stronie www.dziecizdolne.pl

Więc zanim powiecie o swoim dziecku, że “gdyby się uczyło, to by miało same piątki”, albo że "Ma potencjał, ale brak chęci do nauki" i "Marnuje swój talent przez lenistwo", zweryfikujcie, czy środowisko szkolne daje mu wyzwania adekwatne do jego potrzeb poznawczych. Być może po prostu potrzebują większych wyzwań, bardziej angażujących form edukacji? Może potrzebują środowiska szkolnego akceptującego ich pasje i zainteresowania? Jeśli tego nie mają, nudzą się, stają bierni lub sprawiają problemy. Więc zanim zarzucimy dziecku "lenistwo", zastanówmy się, czy na pewno dajemy mu to, czego potrzebuje jego wybitnie głodny umysł.

#6 Z wybitnych uzdolnień wyrasta się z wiekiem, więc nie ma powodu, aby się tym zajmować

Ostatnią pułapką myślową, na którą chciałabym Was uczulić, jest przekonanie, że z wybitnych uzdolnień i tak najcześciej wyrasta się z wiekiem. Spotkałam się bowiem z rodzicami, którzy o swoich starszych, nastoletnich dzieciach mówią: no, kiedyś był, była bardzo uzdolniony, uzdolniona, ale teraz to już zupełnie przeszło. Czasami temu towarzyszy tęsknota i smutek, że z potomstwa “to już geniusz nie wyrośnie”, a czasami też takie przekonanie, że skoro dzieci wyrastają ze swoich wybitnych zdolności jak z butów w rozmiarze 25, to w sumie nie bardzo się opłaca w ten aspekt rozwoju jakoś specjalnie inwestować.

Czy to w ogóle możliwe? Czy można się od-zdolnić? Czy wybitne zdolności u kilkuletniego dziecka to tylko jakiś chwilowy wybryk natury?

Pytałam o to Marię Mach, szefową Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci, najważniejszej polskiej organizacji wspierającej wybitnie zdolną młodzieć - serdecznie zachęcam Was do wysłuchania tego odcinka z ubiegłego sezonu, link znajdziecie w opisie na stronie dziecizdolne.pl Jej odpowiedź jest taka: nie można przestać być wybitnie zdolnym, ale można przestać się rozwijać - i to wtedy tak może nam wyglądać, jakby nasz kochany bąbelek wraz z wkroczeniem w orkes nastoletniości tracił swoje supermoce. A ten przestój w rozwoju młodego człowieka może być dwojaki: albo chwilowy, tymczasowy, bo np. młody człowiek się zakochuje, albo robi sobie przerwę od rozwoju intelektualnego na rozkminianie innych aspektów życia, np. społecznego, towarzyskiego. A może też być taki przestój rezygnacyjny, związany z presją, której młody człowiek nie chce nadal doświadczać. Maria Mach ciekawie opowiada o dzieciakach, które np. postanawiają wycofać się z roli zdolnego, bo nie chcą już obsługiwać konkrusów w szkole, albo inaczej - widzą, że w szkole bycie oryginalnym i zdolnym nie jest wcale mile widziane, więc się normalizują i uśredniają, bo chcą mieć po prostu spokojne życie.

Zanim więc definitywnie stwierdzimy, że nasze dziecko wyrosło z wybitnych uzdolnień czasu nauczania początkowego, zastanówmy się, czy oby nie jest tak, że to środowisko, w którym funkcjonuje po prostu nie sprzyja ich rozwojowi.

Jestem ciekawa, czy otarliście się o którąkolwiek z pułapek, o których tu opowiadam, czy spotkaliście się z takimi przekonaniami? Czy powstrzymywały one Was na przyklad przed myśleniem o swoich dzieciach właśnie w kategoriach dziecka zdolnego?

Na koniec chciałabym się z Wami podzielić jeszcze anegdotą: kiedy dwa lata temu pochwaliłam się na facebooku, że kupiłam za 9.90 domenę, dziecizdolne.pl i że zaczynam tworzyć taki projekt dla rodziców,

(swoją drogą fakt, że domena w 2021 roku wciąż była wolna i kosztowała 9.90 też coś nam mówi na temat obecności tej tematyki w świadomości społecznej), to mój dobry znajomy - pozdrawiam cię Tomku! - napisał mi:

“Nazwa marketingowo mistrzowska, w końcu każdy rodzic z klasy średniej jest przekonany, że jego dziecko jest zdolne i wyjątkowe!”

Znajomy uderzył w drażliwą strunę. No bo skoro każdy rodzic z klasy średniej uważa, że jego dziecko jest zdolne i wyjątkowe, i ja jestem rodzicem z klasy średniej… to… cholera, a może mi po prostu odbiło? Może moje dziecko jest najnormalniejszym, najzwyklejszym, na świecie człowiekiem o najzwyczajniejszych dziecięcych potrzebach, a mi, jak to typowej madce po prostu włączają się jakieś niespełnione ambicje?

Jestem przekonana, że nie mnie jednej się odzywają takie wątpliwości, dlatego w kolejnym odcinku, już za dwa tygodnie, opowiem Wam, jak sobie z nimi poradziłam po prostu korzystając z procesu diagnostycznego w poradni psychologiczno-pedagogicznej.

A tymczasem mam nadzieję, że udało mi się w tym odcinku przestrzec Was przed najczęstszymi pułapkami, w które wpadają rodzice zdolnych dzieci. I zachęcić Was do subskrypcji podcastu Dzieci Zdolne!

Wszystkie linki i szczegółowe informacje znajdziecie na stronie odcinka na www.dziecizdolne.pl a ja teraz zapraszam was do subskrybowania tego podcastu - jeśli słuchacie, to koniecznie zafollowujcie lub dodajcie do ulubionych, zostawcie swoją ocenę. A jeśli oglądacie na youtubie - zasubskrybujcie, zostawcie kciuka w górę, a najlepiej dodajcie komentarz! Mnie najbardziej motywują do regularnej pracy nad tym projektem Wasze komentarze, nawet takie zupełnie minimalne, jak emoji - bo wtedy wiem, że jesteście, że słuchacie. Nawet nie wiecie jak wiele to dla mnie znaczy!

Zostawiam Was na koniec z pytaniem, bo jestem bardzo ciekawa: jakie jeszcze znacie szkodliwe przekonania na temat zdolnych? Może znacie jeszcze jakieś inne pułapki, o których nie wspomniałam?

Napiszcie w komentarzu i do usłyszenia za 2 tygodnie!

Previous
Previous

Diagnoza dziecka zdolnego krok po kroku. Jak to wygląda od kuchni i czy w ogóle warto?

Next
Next

Upierdliwe czy uzdolnione? Jak rozpoznać zdolne dziecko